poniedziałek, 11 listopada 2013

1. Welcome to the Bronx

Brooklyn

                Poprawiłam lusterko wsteczne prawą ręką, aby było skierowane w moją stronę, podczas gdy moja lewa ręka była zanurzona w torebce w poszukiwaniu błyszczyka. Znalazłszy go, nałożyłam na usta grubą warstwę lepkiej, czerwonej substancji. Zapach truskawek wypełnił moje nozdrza mieszając się z zapachem nowego samochodu. Wrzuciłam błyszczyk z powrotem do torebki i złączyłam usta z lekkim pyknięciem. Poprawiwszy lusterko, zawiesiłam moją czarną torebkę na ramieniu i chwyciłam klamkę, by wysiąść z samochodu. Zamknęłam go i ruszyłam w stronę boiska, gdzie dzieci właśnie kończyły trening.
                Usiadłam na ławce czekając, aż mój młodszy brat wyjdzie i zajęłam się swoimi paznokciami. Muszę iść do kosmetyczki - pomyślałam. Spojrzałam na moje nowe, idealnie zaparkowane i błyszczące w popołudniowym słońcu białe Audi. To był prezent od rodziców za zaliczenie semestru z dobrymi ocenami, lecz dostałam go dopiero na początku września, gdyż był sprowadzany aż z Europy. Zdecydowanie warto było czekać. To był prawdopodobnie trzeci raz kiedy nim jadę, biorąc pod uwagę fakt, że jest dopiero szesnasty września, choć prawo jazdy mam, odkąd skończyłam szesnaście lat. W mieście takim, jak Nowy Jork ciężko jest stale używać samochodu chyba, że lubisz korki. Mimo to, chciałam mieć swój własny, by nie jeździć z tatą lub moim irytującym starszym bratem. A ja zawsze dostaję to, czego chcę.
                - Brooklyn! Brooklyn! – Obok mnie pojawił się Tommy, mój brat.
                - Cześć Mały. Jak trening? – Zapytałam, mierzwiąc mu włosy.
                - Świetnie! I mam nowego kolegę – Powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha – Jaxon! Chodź poznać moją siostrę – zawołał do jakiegoś dzieciaka.
                Kocham mojego młodszego brata z całego serca, właściwie jest jedynym znośnym spośród moich braci. Jestem jedyną dziewczyną i czasem czuję się samotna, ale Tommy, mający zaledwie siedem lat jest taki uroczy.
                - Wow! Twój pierwszy trening i już masz kolegę, to świetnie! – Klęknęłam przy nim, uśmiechając się.
                W chwilę po tym podszedł do nas nieśmiało chłopiec z najbardziej blond włosami, jakie kiedykolwiek widziałam.
                - Ty musisz być Jaxon. Miło mi, jestem Brooklyn, ale możesz mi mówić Brooke – Uścisnęłam jego dłoń, na co uśmiechnął się nieśmiało.
                - Miło Cię poznać, Brooke – Odpowiedział słodkim głosem.
                Wstałam i chwyciłam Tommy'ego za rękę, by poprowadzić go do samochodu, kiedy dostrzegłam, że Jaxon idzie w kierunku stacji metra.
                - Jaxon, czekaj! Nikt po Ciebie nie przyjdzie? – Zmarszczyłam brwi zakłopotana. On ma dopiero siedem lat, nie może jeździć sam metrem.
                Potrząsnął główką, ale nie przerwał marszu.
                - Chodź, odwieziemy Cię do domu – Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Kocham dzieci, jeśli jeszcze nie zauważyliście.
                - Nie, nie przejmuj się mną – Znowu pokręcił głową.
                - Nie przyjmuję odmowy – Powiedziałam, biorąc go za rękę i poprowadziłam dwoje dzieci do samochodu.
                Usta Jaxon'a uformowały się w kształtne "o".
                - Podoba Ci się mój samochód? – Zapytałam.
                Spojrzał na mnie i skinął głową, wciąż zachwycony. Zaśmiałam się i posadziłam ich obu na tylnym siedzeniu, zapinając ich pasy, po czym sama wsiadłam za kierownicę. Włączyłam silnik i odłożyłam torebkę na siedzenie obok.
                - Znasz swój adres, bym mogła wpisać go w GPS? – Zapytałam, odwracając się do niego.
                Podał adres, a ja wpisałam go wzdychając, kiedy zdałam sobie sprawę, gdzie to jest. Wzruszyłam ramionami i wcisnęłam pedał gazu moim drewnianym koturnem, podążając za wskazówkami GPS'a. Nie zamierzałam wyrzucić dziecka z samochodu tylko dlatego, że mieszka tam, gdzie miesza.

                Po paru "skręć w lewo" i "skręć w prawo" opuściliśmy bezpieczne ulice Manhattanu. Wiele razy byłam poza Manhattanem, w Chelsea, Queens, cholera nawet byłam na Brooklynie, ale jeszcze nigdy nie byłam w Bronx'ie. Sama nazwa brzmi strasznie tym bardziej, jeśli się słyszało, że to jedno z najgroźniejszych miejsc na świecie. Nie jestem osobą, która lubi osądzać, ale rodzice mówili mi, bym trzymała się z daleka od tego miejsca i nie mogę uwierzyć, że ich nie posłuchałam.
                Dzieciaki rozmawiały beztrosko z tyłu samochodu, chyba o piłce nożnej a ja dostrzegłam, że moje dłonie się pocą, a żołądek skręca nieprzyjemnie.
                - Dobrze jadę? – Zapytałam. Mój głos był teraz jedynym wewnątrz zamkniętego od środka samochodu. Dobra, przyznaję. Boję się.
                - Tak, mój dom jest niedaleko – Jaxon odpowiedział z uśmiechem.
                - Okej – Szepnęłam, jadąc dalej i starając się nie patrzeć na boki, gdzie byli ludzie palący trawkę, bijący się, albo dziewczyny, odsłaniające swoje ciała, z papierosem zwisającym z ich zbyt wymalowanych ust.
                Byłam nieco zaskoczona, bo - z tego, co wiem - to była czarnoskóra dzielnica, a Jaxon był biały więc jego rodzina pewnie też. Myślałam, że biali nie są tu zbyt dobrze traktowani, a po spojrzeniach rzucanych na mój samochód, wydawało mi się, że mam rację. Pamiętam, jak w zeszłym roku kilku kolesi z mojej szkoły, którzy myśleli, że są lepsi od innych przyjechało tutaj, udając takich Patrz-jaki-jestem-odważny. Rezultat: wszyscy w szpitalu. Chyba jeden z nich nadal jest w śpiączce.
                Może wszystko, co słyszałam to tylko miejskie legendy, ale szczerze mówiąc to, co obaczyłam po prawej stronie tak jakby potwierdziło moje przypuszczenia. Grupa chłopaków biła innego, leżącego na chodniku, który próbował się podnieść przez co był bity i kopany jeszcze bardziej. Na przeciwległym chodniku stara kobieta leżała na jakiś kartonach, a niedaleko niej chłopak przyciskał swoją dziewczynę do ceglanej ściany. Ludzie przechodzili obok, nie robiąc nic. Nagle zdałam sobie sprawę, że zaszkliły mi się oczy i jedna łza spłynęła po moim policzku. Otarłam ją szybko bojąc się, że dzieci ją zobaczą i skoncentrowałam się wyłącznie na drodze.
                - O, to ta ulica. Mój dom jest kilka bloków dalej – Powiedział Jaxon z zadowoleniem. Zastanawiałam się, czy on był w samochodzie po raz pierwszy. Z tego co widziałam, nie wydaje się to tak nieprawdopodobne.
                Spojrzałam w lusterko wsteczne i uśmiechnęłam się do niego wiedząc, mógł zobaczyć moje odbicie. 
                Nagle moją uwagę przykuła pewna tabliczka. Na drzwiach, dużymi grubymi literami było napisane "Biuro Pomocy Społecznej". Z budynku wychodzili ludzie z dziećmi, a dziewczyna w moim wieku, z dużym brzuchem wchodziła do środka. Była w ciąży. Zastanawiam się, jak to jest być w ciąży mając szesnaście lat i natychmiast pomyślałam o tym programie na MTV. Współczułam jej, nie wiem, co ja bym zrobiła, gdybym miała mieć teraz dziecko.
                - Jesteśmy na miejscu – Delikatny głos Jaxon'a wyrwał mnie z rozmyślań.
                Spojrzałam w drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się wysoki ceglany budynek, którego ściany obklejone były starymi plakatami.
                - Jest ktoś u Ciebie w domu? – Zapytałam, bojąc się zostawić chłopca samego, po tym wszystkim, czego byłam świadkiem.
                - Mój brat tam stoi – Wskazał na grupę chłopaków, którzy dzielili się piwem i czymś, co najwyraźniej było marihuaną.
                Próbowałam dostrzec białego chłopaka, wśród tych wszystkich ciemnoskórych stojących w kręgu na ulicy. To było łatwe, ponieważ był jedynym białym chłopcem. Spojrzał w naszą stronę i przez milisekundę nasze spojrzenia się spotkały, a moje policzki lekko się zaróżowiły. Chłopak był bez wątpienia bardzo atrakcyjny. Jego ciemne blond włosy były ułożone w artystyczny nieład i choć nie widziałam dokładnie jego oczu, mogłam powiedzieć, że były brązowe, jak moje. nie miałam czasu, by go obserwować, bo przerwał mi głos Jaxon'a.
                - Nie mogę otworzyć drzwi – Powiedział, ciągnąc za klamkę. Wtedy przypomniałam sobie, że zamknęłam samochód i szybko nacisnęłam przycisk, aby go odblokować.
                - Spróbuj teraz.
                Otworzył drzwi i wyszedł.
                - Dzięki za odwiezienie, Brooke – Powiedział najsłodszym głosem, jaki kiedykolwiek słyszałam. Uśmiechnęłam się.
                - Żaden problem, Kochanie.
                Cudowny Chłopak, bo tak postanowiłam nazwać brata Jaxon'a, w mgnieniu oka pojawił się przy moim samochodzie. Wyrzucił peta, depcząc go butem, po czym wziął młodszego brata na ręce. Biedny Jaxon - pomyślałam. Już miałam zamiar ruszać, kiedy wszyscy kumple Cudownego Chłopaka zaczęli zmierzać w kierunku mojego samochodu, uśmiechając się i wymieniając spojrzenia i dziwne gesty. Świetny sposób, by stracić mój nowy samochód. Już myślałam o pożegnaniu mojej ślicznotki, kiedy ci kolesie zatrzymali się, a ja usłyszałam pukanie do okna. odwróciłam się i ujrzałam Cudownego Chłopaka, który machnął dłonią, bym odsunęła szybę. Bojąc się, co mógłby zrobić gdybym odmówiła, nacisnęłam guzik, a szyba zaczęła się odsuwać, ukazując nasze twarze zaledwie cale od siebie. Przełknęłam ślinę blokującą mi gardło, a chłopak zachichotał prawdopodobnie z faktu, że byłam przerażona. Może i był przystojny, ale był też cholernie przerażający.
                - Niezła fura, Shawty – Powiedział, puszczając mi oczko, przez co poczułam się bardziej nerwowo.
                - D-dzięki – Zająknęłam się.
                - Ale jeśli chcesz ją zatrzymać, to lepiej już tu nie przyjeżdżaj – Powiedział ostrzegawczym tonem.
                Nic więcej nie powiedziałam bojąc się, że głos utknie mi w gardle, tylko skinęłam głową. Posłał mi ostatnie spojrzenie, po czym ponownie podniósł Jaxon'a i odszedł, znikając wewnątrz budynku. Drżącymi rękami odpaliłam samochód, chcąc być jak najdalej stąd i nigdy więcej tu nie wrócić.